lepszym świstku czystego papieru, i wklejał do tego »słownika«. Z biegiem lat urósł ten oryginalny »słownik« do rozmiarów kilku grubych tomów, każdy o kilkuset stronicach in 4‑o. Nieoszacowana to pamiątka po Matejce, świadectwo jego pracowitości i sumienności, tem cenniejsze, że nie brak w tym »słowniku« i rzeczy luźnych, szkiców do obrazów (np. do Batorego), całego szeregu ołówkowych portretów wszystkich wybitniejszych postaci historycznych polskich, królów, poetów, mężów politycznych, rysowanych według starych sztychów, obrazów, monet, pieczęci.
To też, przeglądając ten olbrzymi »słownik«, kartka po kartce, miałem wrażenie, jakby cała przeszłość, a z nią i cała twórczość Mistrza, przeciągały przed niemi oczyma: zdawało mi się, że widzę cały barwny korowód królów i książąt, od Chrobrego do Stanisława Augusta, wmieszanych w nieprzejrzany tłum kontuszowej szlachty, zbrojnego rycerstwa, magnatów w deliach, skrzydlatych husarzów, wspaniale ubranych biskupów z pastorałami i w złocistych infułach, purpurowych kardynałów, pięknych mieszczanek krakowskich, sędziwych matron, młodych gamratek, błaznów i dworzan królewskich, i że w szystkie te schwankende Gestalten, z których bardzo wiele znałem z obrazów Matejki, jakby się wyłaniały z zaczarowanych kart tego grubego woluminu, nad którym siedziałem pochylony... I chciało mi się zatrzymać tę złudę, wołając do niej, jak Faust: Verweile noch, du hist so schön! ale przy mnie stał uprzejmy kustosz domu Matejki, a nie lubię nadużywać czyjejś uprzejmości i cierpliwości.
Po obejrzeniu wszystkiego, co Dom Matejki w swym teraźniejszym stanie posiada ciekawego i godnego widzenia, a co mi zajęło blizko trzy godziny czasu, przeszedłem do t. zw. kancelaryi Towarzystwa, w której się co tydzień odbywają posiedzenia członków zarządu, a w której, w tej chwili, choć sama Kancelarya wcale nie jest wielką, także jest niemało do oglądania.
Przedewszystkiem rzuca się w oczy mnóstwo obrazów olejnych nie‑Matejki, rozwieszonych po ścianach, lub stojących na ziemi, w charakterystycznym nieładzie, który odrazu pozwala się domyślać, że się tu znajdują czasowo.
— A to co za galerya? zapytałem, przypatrując się pięknemu krajobrazowi tatrzańskiemu Gersona, wiszącemu obok
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/393
Ta strona została przepisana.