ziora są oczami morza, śmiało twierdzić można, że są to najpiękniejsze oczy na ziemi, tak piękne, jakich nie ma żadna kobieta, nie wyłączając nawet góralek, które się widuje w Zakopanem lub na halach...
Ale cóż z tego, że nie każda góralka ma ładne oczy, kiedy tło, na którem występuje taka juhaska, posiada aż nadto danych, niezbędnych do wywołania przyjemnego nastroju. Dlatego nie zważa się najczęściej, że juhaski, o ile przebywają w górach, zwykle bywają brudne, że perfumują się baraniem sadłem i żentycą, co nie zawsze mile łaskocze miejskie powonienie, przywykłe do sztucznych zapachów Pinauda lub Atkinsona: kiedy się odpoczywa na hali, wśród szałasów pasterskich, zapomina się o takich prozaicznych rzeczach, jak obfite ślady krowie i owcze, a ma się wzrok zwrócony na pyszne typy juhasów, na ich długie, baraniem sadłem upomadowane włosy, na ich czarne, baraniem sadłem nasycone koszule, na ich szerokie pasy skórzane, zapinane na kilka sprzączek, i wreszcie na konwie z zsiadłem mlekiem lub żentycą, koło których zazwyczaj skupia się grupa taterników z przewodnikami. Tymczasem dokoła zielonej hali piętrzą się poszarpane turnie, w powietrzu słychać dzwonki pasących się krów i owiec, raz po raz doleci przeciągłe »hukanie« pasterzy, obijające się kilkakrotnem echem po okolicznych wierchach, a w duszy taternika panuje błogi, niczem niezakłócony spokój, z którym, obok dobrege humoru, zazwyczaj chodzi w parze doskonały apetyt...
Już to wogóle wycieczki w góry, o ile się je odbywa w dobranem towarzystwie, trzymają prym pomiędzy rozrywkami zakopiańskiemi: wszystko jedno, czy się idzie w deszcz i mgłę, czy w piękny dzień słoneczny, czy celem jest który z wysokich szczytów, wymagający znaczniejszego zasobu sił i odwagi, czy która z uroczych dolin między t. zw. reglami, dostępna dla kobiet i dzieci. W dolinach, w Kościeliskiej np. lub w Strążyskiej, przechadzając się po równej drodze, nad brzegiem szumiącego i przejrzystego strumienia, wśród przepysznych smreków (tak po góralsku nazywają się świerki), u stóp szarych skał wapiennych, piętrzących się po bokach, a dzięki swym dziwacznym kształtom przypominających sowy, mnichów, organy, kominy, śpiących rycerzy, etc. etc., doświadcza się wrażeń łagodnych, harmonijnych, sielankowych, jak przy czytaniu niektórych ksiąg Pana Tadeusza; na szczytach
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/407
Ta strona została przepisana.