Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/408

Ta strona została przepisana.

zaś, patrząc z zawrotnej wysokości kilku tysięcy stóp na całe skamieniałe morze Tatr i Karpat, na głębokie doliny i jary, na szafirowe tafle »zadumanych« jezior, na srebrne wstęgi potoków, na ciemne kobierce lasów, na szmaragdowe polany i łąki w dole, doznaje się podniosłych uczuć mickiewiczowskiego Farysa, gdy mu z piersi wyrywa się okrzyk:

Jak tu mile poglądać oczyma całemi!
Wytężyło się me oko
Tak daleko, tak szeroko,
Ze więcej świata zasięga,
Niż jest w kole widnokręga,
... Myśl moja ostrzem leci w otchłanie błękitu,
Wyżej, wyżej i wyżej, aż do nieba szczytu!
.  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  


Gdy się zastanowimy nad szybkim rozwojem Zakopanego, mimowoli przypominają się miasta amerykańskie. Zakopane z przed lat piętnastu chociażby, a Zakopane dzisiejsze, to jakby dwie nie te same miejscowości; tamto było wsią, gdy to, do którego jeździmy obecnie, jeżeli jeszcze nie jest miastem, to już sobie przyswoiło wszystkie cechy miejscowości kuracyjnych.
Dawniej jeździło się do Zakopanego furą z samego Krakowa, gdzie, od pierwszych dni czerwca począwszy, większa część rynku kleparskiego bieliła się płótnami t. zw. budek góralskich. Tam po raz pierwszy widziało się górali w serdakach, w kapeluszach z »kostkami« w obcisłych portkach z białego sukna z niebieskimi lampasami, w skórzanych kierpcach na nogach, z fajeczkami w ustach. Był to widok dla warszawiaków zwłaszcza tak nowy, że targując się z furmanami o cenę wózka do Zakopanego, czynili to w sposób sielankowy raczej, niż kupiecki. Wszak dotąd znali tylko niewierne kopie górali z moniuszkowskiej Halki.
Z Krakowa wyjeżdżało się skoro świt, a minąwszy Mogilany, jechało się szosą, wijącą się wśród malowniczych Beskidów, przez cały dzień aż do wieczora. Nocowało się w Zaborni lub w Nowym­‑Targu, i tu i tam w żydowskim zajeździe, w którym nocleg bez perskiego proszku nie należał do najmniej awanturniczych. W Zakopanem stawało się dopiero drugiego dnia około południa. Gdy się nie miało wynajętego mieszkania, zajeżdżało się do t. zw. »hotelu« Riegelhaupta; była to zwykła karczma, z pokojami sąsiadującymi z oborą i staj-