nią. Mieszkało się po sielsku, w chałupach góralskich, odznaczających się wysokimi progami u nizkich drzwi i małemi oknami o czterech kwadratowych szybkach. Poprzestając na dwóch przedzielonych sienią izbach, w zimie będących mieszkaniem gazdy, a tylko na lato odnajmowanych »gościom«, z konieczności zadawalniano się najpierwotniejszem umeblowaniem chłopskiem, pocieszając się tem, że jeśli drewniane łóżka były krótkie i wązkie, a sienniki twarde, to za to nad łóżkami wisiało mnóstwo świętych obrazów. O ile nie prowadzono kuchni w domu, stołowano się »u Sieczki« w świeżo wzniesionem Kasynie lub »u Kościeszy*, którego restauracya znajdowała się w zwykłej góralskiej chałupie na rogu ulicy Nowotarskiej: w jednej izbie była tu sala jadalna, mogąca przy czterech stołach pomieścić do 30 osób; druga nazywała się cukiernią, bo w niej stał bufet z ciastkami i półka z kilkoma flaszkami rozmaitych wódek. Usługiwał sam p. Kościesza, który miał wszelkie warunki po temu, ażeby być przystojnym kelnerem, gdyby nie fatalna czerwoność jego regularnego nosa. Z przyległej kuchni dochodził zachrypnięty głos pani Kościeszyny, przed którą drżeli kucharz i cukiernik, co zresztą i o samym p. Kościeszy dało się powiedzieć.
O strojach wówczas nikt nie myślał: panowie chodzili w serdakach i gumowych płaszczach, z ciupagami zamiast lasek; panie najwięcej nosiły się po góralsku, w chusteczkach na głowie, w perkalikowych spódniczkach, w serdakach zamiast gorsetów. Zakrawało to cokolwiek na maskaradę, ale że ładnym paniom, poprzebieranym za góralki, bardzo z tem było do twarzy, więc moda ta zyskiwała ogromnie dużo zwolenniczek. W takich strojach chodziło się po domu i na ulicy, a nawet tańczyło się na niedzielnych reunionach w Kasynie, na które wszyscy przychodzili w ubraniu »spacerowem«. O wizytowem nie było mowy, ile że wizyty wcale nie były obowiązkowe. Żyło się, jak na wsi, a więc nie przestrzegano przepisów miejskiej etykiety... Ceremonialnych wizyt nie wymagano od nikogo.
Za to, nie zważając na niewygody, na brak wszelkich ułatwień, chodzono po górach, robiono dużo wycieczek. Wprawdzie istniało już Towarzystwo Tatrzańskie, ale mimo to Tatry były jeszcze w stanie dziewiczym: wygodnych ścieżek, łańcuchów lub klamer w niebezpiecznych miejscach, a tembardziej
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/409
Ta strona została przepisana.