Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/423

Ta strona została przepisana.

tniom zjad, a Paniezus ta seł i seł w rzeci, ze ta nic nie widzi, już się potem obeźrał i powiada mu tak: »No widzis, raześ sie nie chciał schylić po gros, a teraz ejsie musiał trzydzieści razy schylać«. I kany świenty Pieter wypluł, to urós grzybek i Paniezus powiada: »No, zbiraj se teraz grzybki«. I było ik w ocimieniu pełno. Temu wej dzisiaj gadajom, ze świenty Pieter grzyby sieje.

W całkiem innym rodzaju, ale niemniej zajmującą jest książka Stopki, prawie zasługująca na miano monografii o Sabale, ozdobiona prześlicznym portretem ołówka Brzegi, a za wierająca życiorys tego niepospolitego górala, jego bajki, powiastki, piosnki i t. d. Nie od rzeczy będzie przytoczyć tu z niej poniższy wyjątek:

Zawsze codzień wczesnym rankiem suwał Sabała kyrpcami z Kościelisk, gdzie mieszkał, ku Zakopanemu. Od czasu do czasu spoglądał w górę jednem okiem, jak orzeł, przechylając głowę to na prawo to na lewo, chcąc zbadać, czy »chmury sie nie robiom«, czy pogoda będzie trwała... Po drodze wstąpił do kościółka drewnianego i tam krótko się modlił. Pacierz jego był ciekawy, bo pełno w nim było dodatków i przekręcań. Raz zmówił tych pacierzy tylko dwa i tak je ofiarował: »Okwiarujem tez ten paciorek Najświęcej Panience Maryjce, Paniezusowi i św. Janiowi patruniowi. Ale ik téz barz piknie przypytujem, bo tez paciorecków ino dwoje, a ik do podziału troje, haj! Tu by trza zmówić lo św. Jana jeden, a ta pan wielkomozny (Chałubiński) bedzie sie ciskał, ze mie nima. Ale wiem, co robiem! Ja téz to okwiarujem Naświęcej Panience Maryjej, a ona ta sićkik dobrze do równości podzieli i nikomu krzywdy nijakiej nie zrobi, haj!« I wyszedł. Ciekawe również było następujące ofiarowanie: »Okwiarujem tez ten páciorek Panu Jezusickowi, okwiarujem i polecam, jakby kciał przyjońć; a jak nie, to ja sie téz ś nim nie sprzecom«.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


W Mięguszowieckich turniach był mądry niedźwiedź, na którego stary myśliwy miał pewne oko. »Był straśnie mądry, haj! To się trafi, prosem piéknie, taki dźwierz, co, prosem pielenie, i cłek rozumu telo ni mé. Straśnie je smyśny«. Niedźwiedź mylił, ale Sabała długo chodził za nim, podchodził go i wreszcie zabił. Już się cieszył, że pasterze będą radzi, że ich od szkodnika uwolnił, kiedy za strzałem nadbiegli Liptacy i byli już tak blizko, że widzieli Sabałę prujacego niedźwiedzia. On jednak nie stracił przytomności umysłu, choć nieprzyjaciół było trzech, a on sam. Śpuścił kamień i tak ich nim poczęstował, że im się już drapać »nie wypadało i nie kciało, bo mieli swojego mięsa dość«.