Ostatnie lata były walką z ciężką niemocą, która ten potężny duchowo i fizycznie organizm złamała. Półtora roku poprzedzające datę zgonu, Chałubiński spędził w ustroniu zakopiańskiem. Do ostatniej chwili liczni jego przyjaciele i wielbiciele zimą i latem dążą do Zakopanego, aby krzepić myśli i uczucia widokiem szczytów tatrzańskich i widokiem człowieka, który długi żywot umiał wypełnić pracą, do jakiej podnietą była miłość nauki, kraju i człowieka.
Gdy żył Chałubiński, Zakopane posiadało urok, o jakim pojęcia nie mogą mieć ci, co tych czasów nie pamiętają. Już sam przyjazd »króla tatrzańskiego« był uroczystością dla wszystkich, dla górali zarówno, jak i dla gości. Chałubiński przyjeżdżał zawsze do Zakopanego na początku lipca, a dnia, w którym go się spodziewano, kilkudziesięciu młodych górali jechało konno w odświętnych strojach parę wiorst na jego powitanie, tak, iż przez całe Zakopane, aż do swego domu jechał z eskortą, wśród radosnych okrzyków, wśród strzałów na vivat z pistoletów, często wśród salw z moździerzy. Goście, na widok tego malowniczego orszaku, powiewali czapkami i chustkami, jakby mu starym słowiańskim zwyczajem mówili: a witajże nam, witaj, miły hospodynie! — a on kłaniał się z powozu na wszystkie strony swym słomianym kapeluszem, rozpromieniony, szczęśliwy, uśmiechnięty i kontent, że znowu jest w swem ukochanem Zakopanem, w tych swoich pięknych Tatrach, których nikt nie miał takiego prawa nazywać swojemi, jak on!... Potem widywało go się jeżdżącego bryczką po ulicach, zawsze w serdaku i słomkowym kapeluszu; a gdy się zdarzyło, że szedł pieszo, to nigdy sam, bo jeśli nie szedł z Wojciechem Rojem lub Sabałą, to go otaczała gromada górali, z którymi nigdy nie brakło mu tematu do przyjacielskiej rozmowy. Czasami spotykało się go z jaką zapłakaną gaździną, z którą szedł do jej chorego męża lub syna; ale bywało i tak, że go się spotykało w towarzystwie najwybitniejszych jednostek naszego społeczeństwa, szczególniej z bracią artystyczną, do której przez całe życie miał nieprzeparty pociąg. Pamiętam czasy, w których go widywałem asystującego Modrzejewskiej, spacerującego z młodocianym Paderewskim, z księdzem Stolarczykiem (którego tymczasem wszystkie przechodzące baby całowały po rękach), z Sienkiewiczem. Gdy wychodził na wycieczkę w góry, całe Zakopane nie mówiło o czem innem; wycieczki bowiem takie, jak je urządzał Chałubiński, miały w sobie coś
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/427
Ta strona została przepisana.