zalegają dno rzeki umysłowej«, pozostają nieznanemi zupełnie nawet literatom z zawodu. Wiedzieliśmy wprawdzie, że Goethe w swoim Wilhelmie Meistrze cały rozdział poświęcił szczegółowemu rozbiorowi Hamleta, wątpię jednakże, aby było wielu takich wybranych, którzyby wiedzieli, że o tem arcydziele istnieje tak olbrzymia i arcyciekawa literatura, jak nas o tem informuje »wstęp« Matlakowskiego.
Warto przeczytać ten wstęp, choćby dlatego tylko, żeby nabrać należytego wyobrażenia o przenikliwości, a zarazem i o chwiejności krytyki nowoczesnej, ażeby się przekonać, w jak rozmaity sposób może jedna i ta sama rzecz odbijać się w różnych umysłach, jak wszystko, co się widzi w danej rzeczy, zależy od tego, kto patrzy i z jakiego punktu widzenia.
Cała prawie połowa »wstępu« Matlakowskiego zawiera streszczenia i cytaty ze wszystkich wybitniejszych prac, jakie się od 100 lat ukazały o Hamlecie: począwszy od Goethego, którego można uważać za istotnego twórcę, a przynajmniej inicyatora całej literatury, zwanej hamletologią, a skończywszy na autorze Paryżanki, Henryku Becque’u, który niedawno temu, w paryskim Figarze, wystąpił z »nową« teoryą rozwiązania zagadki Hamleta[1].
Zdaniem Goethego, który się pierwszy zdobył na jasne, głębokie, a względnie zwięzłe określenie całości dramatu, Szekspir chciał przedstawić w Hamlecie »wielki czyn«, włożony na duszę, która do tego czynu nie dorosła. Hamlet — to cenne naczynie, które powinnoby było w swoje łono przyjmować tylko śliczne kwiaty, a w które zasadzono dąb: korzenie się rozrastają, więc naczynie pęka. Istota piękna, czysta, szlachetna, wysoce moralna, bez siły zmysłowej, tworzącej bohatera, ginie pod ciężarem, którego nie może ani unieść, ani odrzucić. Tak utrzymuje genialny autor Fausta, król poetów XIX wieku.
Innego zdania jest Herder, któremu Hamlet nie wydaje się pozbawionym ani woli, ani siły; po prostu należy on »raczej do spekulacyjnej niż czynnej części ludzkości«: nie tchó-
- ↑ Od tego czasu ukazały się dwie nowe — a znakomite — oceny Hamleta: Kuno Fischera i J. Brandesa.