skich, zarówno jak i jakiegoś podobieństwa do zniewieściałego Werthera, nie odznacza się ani jakąś miękkością serca, która jakoby go miała uczynić niezdolnym do spełnienia bohaterskiego czynu, ani mu brak odwagi, potrzebnej do spełnienia obowiązku; na to bowiem, ażeby zabić Klaudiusza, posiada aż nadto śmiałości. Jeżeli się sam niekiedy oskarża o te braki, to czyni to w chwilach uniesienia i namiętności. Ale nam nie wolno przytaczać jego własnych słów przeciw niemu; nie wolno brać dosłownie, co on sam mówi na swoją niekorzyść; nie wolno go stawiać samego przeciw sobie. On musi być sądzony z całego postępowania i na mocy tego, co mówią o nim ci, co go znają od dawna. A czyliż z ust kogokolwiek, prócz jego własnych, pada choćby słowo, oskarżające go o brak odwagi?... Jeżeli się ociąga z zabiciem Klaudyusza, to nie dlatego, żeby nie miał dość odwagi do spełnienia bohaterskiego czynu, ale dlatego, że czyn, który ma dokonać, z bohaterstwem — wbrew wyrażeniu Goethego — nie ma nic wspólnego. Zabicie człowieka, to nie jest »wielki czyn«, do którego wysokości Hamletby aż nie dorósł. Jest to zobowiązanie straszliwe, do którego on, ze swą duszą delikatną, jeszcze wysubtelnioną przez wychowanie i umysłową kulturę, nie jest stworzony. Nie jego rzeczą knuć spiski mordu, a potem zabijać z zimną krwią[1].
Co innego twierdzi Montegut, dla którego Hamlet jest nietylko jednym z najbardziej męzkich charakterów, jakie sobie można wyobrazić, ale jest to prócz tego ostatni z feodałów, a pierwszy z ludzi nowoczesnych; to osobistość, w której czujemy drganie nowożytnego ducha, w której poznajemy siebie, a która jednocześnie wyłania się z wieków średnich, tak, iż cień tej epoki jeszcze unosi się nad nią. Hamlet, zamieszkujący naszą wyobraźnię, jest fałszywym, bo wyobrażamy go sobie czułostkowym, ponieważ prawdziwy jest melancholijnym; miękkim, że nie stanowczym; prawie niewieścim, że medytacyjnym i subtelnym w myślach; tymczasem prawdziwy Hamlet jest rozmyślający i energiczny, męzki i niezdecydowany, rzewny
- ↑ Wbrew przeciwnej opinii pod tym względem jest Taine, który pisze: »Jeżeli waha się, czy zabić stryja, to nie przez wstręt do krwi i nie przez skrupuły nowożytne. To syn XVI w.; świadczy o tem postępek z Rosenkrancem, Gildensternem i Poloniuszem. Jeśli raz oszczędził stryja, to dlatego, że go zastał na modlitwie, bał się tedy posiać go do nieba«.