Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/464

Ta strona została przepisana.
IV.
U JULIANA KLACZKI.

Na rogu ulic Smoleńskiej i Straszewskiego, w otoczeniu poważnych gmachów klasztornych, a prawie u podnóża Wawelu, którego archaiczne mury zamkowe królują nad zbitą gęstwą drzew na pobliskich tuż obok ciągnących się Plantacjach, w miejscu, skąd z za gotyckich dachów klasztoru żeńskiego »na Smoleńsku« zielenią się okoliczne wzgórza podbielańskie, uwieńczone czerwonemi fortyfikacjami pod kopcem Kościuszki, stoi gustowna jednopiętrowa willa w szlachetnym stylu renesansowym. Okolona żelaznemi sztachetami, przez które widać ogródek z fontanną pośrodku, willa ta, niewielka, o kilku oknach frontu, a dwóch tarasowych balkonach, spowitych w bluszcze i wino, mogłaby równie dobrze, jak zdobi tę ustronną ulicę Krakusowego grodu, znajdować się we Florencyi lub jej okolicach, a nawet i tam mogłaby być wzięta za ową willę hrabiny Albani, której apartamenty służą za artystyczne tło Wieczorom Florenckim...
W willi tej, już od dłuższego szeregu lat, mieszka »genialny współpracownik Revue des deux mondes« (jak Klaczkę w przedmowie do swej Powieści bez tytułu nazywa J. I. Kraszewski), autor Dwóch Kanclerzów i nieporównanego studium o Bezimiennym poecie polskim.

I.

Było to w d. 27 lutego 1897 roku, o godzinie 4‑tej po południu. W powietrzu, roziskrzonem opalowym blaskiem pro-