nie śmiałem myśleć o podobnem małżeństwie: walka z resztą rodziny byłaby zbyt wielką. A przecież ta namiętna miłość zrodziła się we mnie i teraz istnieje i daje powód do obiegających pogłosek... Byłbym powinien trzymać się bardziej na uboczu, aby nie dać pozorów do projektu związku, który jest niemożliwym; ale nie mogłem«. List ten, mający wszelkie pozory szczerości, dowodzi jednego: że królewicz, mający tak mało podobieństwa z Hamletem, jeszcze mniej był podobnym do Romea. To dobrowolne wyrzekanie się wszystkiego, o co się upominała owa »namiętna miłość«, ta wiara w niemożliwość związku z istotą, którą, jak zapewniał, kochał »namiętną miłością«, ta nierycerska obawa walki z resztą rodziny, to wszystko są smutne testimonia paupertatis duszy Wilhelma, który przynajmniej w tym razie okazał się tak zwykłym »zjadaczem chleba«, że nie może budzić sympatyi. Tak rozsądnie kochać, żeby dla swej »namiętnej miłości« nie chcieć poświęcić niczego, a zwłaszcza lubego spokoju, może tylko unieśmiertelniony przez
Heinego berliński filister.
Ale rodzi się pytanie, czy list ten był napisany szczerze? czy istotnie należy go uważać za wyraz ówczesnego usposobienia Wilhelma? Są niektóre dane, pozwalające przypuszczać, że Wilhelm, pisząc ten list, myślał i czuł niezupełnie tak, jak pisał, że miłość jego, tak rozsądna w rzeczonym liście, w rzeczywistości była mniej roztropną. W przeciwnym razie, gdyby to przypuszczenie okazało się mylnem, rodziłoby się inne, nierównie gorsze, bo uzasadniające pewną dwulicowość ze strony królewicza, dwulicowość, która sprawiła, że inaczej zachowywał się względem rodziny Radziwiłłów, których łudził, których postępowaniem swojem utwierdzał w nadziejach, że gotów się ożenić z ich córką, a inaczej o tej swojej »namiętnej miłości« mówił z najbliższymi, którym się przyznawał, że choć się kocha w Elizie, to jednak nie myśli o jej poślubieniu.
Do tego — tak niepochlebnego dla królewicza — przypuszczenia upoważnia przedewszystkiem ta okoliczność, że właśnie w tych czasach Radziwiłłowie rozpoczęli usilne starania, ażeby omawiany związek skojarzyć ostatecznie, pertraktacye zaś, dotyczące tych zaślubin, a ciągnące się dwa lata przeszło, były zbyt poważne, ażeby im nie przyświecała pewność, że królewicz na seryo myśli — po przezwyciężeniu pewnych trudności formalnych — o ożenieniu się z Elizą. Inaczej, gdyby nie
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/47
Ta strona została przepisana.