po sobie Eust. Januszkiewicz. Me przeczę, że po za tem Januszkiewicz mógł być najsympatyczniejszym i najdzielniejszym człowiekiem, ale twierdzę stanowczo, że był uprzedzony do Słowackiego, że go nie lubił — co mu było wolno — i że Słowackiemu dało się to nieraz we znaki bardzo dotkliwie... Na to Klaczko:
— Ależ, drogi panie, ja znałem Słowackiego, to był nieznośny człowiek, nielubiany powszechnie, tymczasem Januszkiewicz cieszył się sympatyą i poważaniem całej emigracyi.
— Nie przeczę bynajmniej. Wiem, że Słowacki miał swoje wady, ale nie wierzę stanowczo, ażeby Januszkiewicz był wolny od wszelkich słabostek i małości ludzkich. Miał np. jedną wadę, od której był wolny Słowacki: nie zawsze mówił lub pisał prawdę, a zwłaszcza rozmijał się z nią wtedy, gdy świadczył o Słowackim. Że tak było, na to mamy dowody, czarno na białem.
Z kolei, uporawszy się z Januszkiewiczem, poczęliśmy się spierać o Niedźwieckiego, któremu Klaczko przyznaje tylko jeden talent, kaligraficzny. Po za tem nie widział w nim nigdy — powiada — nic nadzwyczajnego, a mówiąc o nim, wyrażał się z pewnem lekceważeniem. Argument, że jednak Trentowski był innego zdania o Niedźwieckim (czego dał dowód w swym Panteonie, gdzie o Niedźwieckim pisze z entuzyazmem), także mu nie trafił do przekonania, gdyż wogóle o tych naszych filozofach narodowych, jak Trentowski, Hoene‑Wroński et consortes, trzyma niewiele. Na to, co o Hoene‑Wrońskim napisał niedawno Bertrand w Bevue des deux mondes, on pisze się w zupełności.
Była to najbardziej polemiczna część naszej rozmowy, a polemika ta, choć w niej zużyliśmy ogromną ilość argumentów subjektywnych, okazała się o tyle bezpłodną, że obaj ostatecznie pozostaliśmy przy swem pierwotnem zdaniu. Mnie nie przekonały argumenty mojego przeciwnika, pomimo, że nim był Julian Klaczko, a jego nie przekonały moje... Ale polemika ta, choć bezpłodna w rezultacie, miała jeden znakomity skutek: Klaczko się ożywił ogromnie, rozgadał się. Po chwili wstał i zaczął mówić, chodząc po pokoju, a mówił z młodzieńczym zapałem, żywo ilustrując to, o czem prawił, gestami i szybko zmienianym wyrazem twarzy; ja zaś, nie ruszając się z otomany, słuchałem pilnie, co mówił, podziwiałem jego nie-
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/472
Ta strona została przepisana.