pospolity dar wymowy, w której było coś porywającego chwilami, a przytem śledziłem ożywienie, jakie się malowało na jego twarzy, zwłaszcza w oczach, które w tej chwili płonęły dziwnym ogniem, zadziwiającym u 72‑letniego człowieka.
Trafiłem na dobry dzień: bo Klaczko — jak wiem od innych — nie zawsze bywa tak ożywiony, a bardzo często nie chce mu się mówić.
Zgadało się o Mickiewiczu, który — mojem zdaniem — źle zrobił, że w swych wykładach w Collège de France, wspominając i wychwalając tylu innych współczesnych poetów, tylko o jednym Słowackim przemilczał.
— Nie wierzę, rzekł Klaczko, żeby to uczynił z premedytacyą. Panie, Mickiewicz to przedewszystkiem człowiek dobroduszny niezmiernie, bez cienia afektacyi. Jeśli nie mówił o Słowackim, to nie żeby go chciał tem skrzywdzić, ale dlatego po prostu, że nie rozumiał jego poezyi. Pamiętam, jak raz przy nim zgadało się o Słowackim, w którego obronie stawało nas kilku. Przyznawał się otwarcie, że chciałby w nim widzieć więcej, niż widzi, ale cóż, kiedy go nie rozumie. »Co wy w tem widzicie? Jak Boga kocham, czytam, czytam, i nic nie rozumiem!«
— Otóż tego właśnie zrozumieć niepodobna, jakim sposobem człowiek, tak niepospolitej inteligencyi, jak Mickiewicz, a przytem sam poeta, nie mógł się poznać na pięknościach poezyi Słowackiego.
— Jest to jeden dowód więcej, stwierdzający jego nadzwyczajną dobroduszność. A przytem, jak wielu wielkich poetów, niekoniecznie sam znał się na poezyi. Mówili mu, że Słowacki nie jest wiele wart, jako poeta, że jego poezye są niezrozumiałe, a on wierzył. Pamiętam, jak mu raz dano bardzo liche sonety do przeczytania. Były to jakieś wiersze Grzymały, czy Kaysiewicza. Przeczytał i podobały mu się, nawet mu się bardzo podobały. A tymczasem były to rzeczy liche. Nawet, gdy mu zwrócono uwagę, że przecież w tych wierszach niema poezyi, jeszcze wtedy nie był przekonany: ciągle mu się zdawało, że jednak te wiersze nie są takie złe. Zato o swoich poezyach nie zawsze trzymał wiele. O Konradzie Wallenrodzie np. mówił: »To był pamflet...« Wogóle nie lubił tego poematu, a jeśli nie lubił go, to z pewnością szczerze, bo w Mickiewiczu nie było źdźbła nieszczerości. Co myślał, to mówił. Pamiętam,
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/473
Ta strona została przepisana.