Ośmieliłem się wtrącić, że i o Słowackim, jako autorze Ojca zadżumionych, ludzie nie zapomną nigdy, dopóki stanie języka polskiego, bo Ojciec zadżumionych, jak szekspirowskie tragedye, oprze się wszelkim kierunkom i prądom literackim, nieśmiertelny tą wiecznie jedną prawdą ludzkiego cierpienia, które za lat tysiąc będzie takie same, jak za czasów Homera. Tymczasem taka Nieboska komedya, pomimo swej całej genialności, już dzisiaj zaczyna trącić myszką, już dzisiaj nie trafia do wszystkich umysłów, bo jest zbyt romantyczną, za silne piętno wycisnął na niej pewien literacki i umysłowy kierunek, a mianowicie romantyzm z przed lat sześćdziesięciu. Hrabia Henryk to przedewszystkiem typ i wytwór pewnej epoki, epoki romantycznej. Tylko jako taki, jest zrozumiały i umotywowany psychologicznie. To sprawia, że już nie wszystkim trafia do przekonania. Cały dramat, który się w jego duszy rozgrywa, jest tylko zrozumiały na tle pewnego, ściśle oznaczonego okresu czasu; przeciwnie Ojciec zadżumionych, którego boleść ojca, tracącego dzieci, nigdy nie zestarzeje się ani zblaknie, jako temat, jako sytuacya ogólno‑ludzka.
— W każdym razie — zauważył Klaczko — Krasiński był nieporównanie głębszym umysłem, niż Słowacki.
— Zato Słowacki był umysłem poetyczniejszym, nie mówiąc już o tem, że miał o wiele bujniejszą wyobraźnię. Mojem zdaniem nawet, miał wyobraźnię nietylko bujniejszą, ale i poetyczniejszą od Mickiewiczowskiej. Bo utrzymuję stanowczo, że poetycznością Słowacki przewyższa nietylko Krasińskiego, ale i Mickiewicza. Mickiewicz jest genialniejszy, ale Słowacki jest poetyczniejszy. Mickiewicz jest dość prozaicznym w swoich poezyach, kiedy Słowacki wszystko owiewa jakąś dziwną poezyą. U niego nawet Sybir jest poetyczny...
— Ale zgodzi się pan na to, że politykiem nie był żadnym. Nie zapomnę jego »świętej anarchii«, w której widział zbawienie ludzkości. Słyszałem z jego własnych ust, jak się unosił nad tą »świętą anarchią«.
Tu opowiedział Klaczko, w jakich okolicznościach zetknął się raz ze Słowackim.
— Było to w roku 1848, w Poznaniu, w czasie owej pamiętnej t. zw. rewolucyi poznańskiej. W chwili, gdy ta niefortunna rewolucya wybuchła, byłem w Heidelbergu, gdzie między innemi pisywałem także artykuły do Deutsche Zeitung
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/477
Ta strona została przepisana.