przejeżdżał powóz ze stangretem, mającym biały bilet, przypięty do kapelusza. Ogólny nastrój był dziwny jakiś...
Inny widok przedstawiało Krakowskie Przedmieście, począwszy od ulicy Trębackiej. Tu całą szerokość ulicy zalegał już zwarty tłum, głowa przy głowie. Przestrono było tylko na ogrodzonym placyku dokoła samego pomnika, który, przykryty szarem płótnem, a strzeżony przez cztery złote płomienie zniczów litewskich, wystrzelał ze środka, podobny do wązkiej a krągłej piramidy lub namiotu. Na placyku, wysypanym niby arena żółtym piaskiem, czerniło się paręset osób: kobiety w odświętnych strojach, mężczyźni we frakach, których pod futrami pozwalały się domyślać białe rękawiczki i krawaty. Gdzie spojrzeć, same twarze znajome, wszystko osobistości wybitne, sam kwiat społeczeństwa: tu Sienkiewicz, tam Korzon, tam dr. Baranowski. Nie brak i przyjezdnych: jest Kasprowicz ze Lwowa, jest reprezentant krakowskiego Czasu, jest paru redaktorów pism poznańskich, nie brak i Slązaków... Pomimo szarego nieba, od którego jakiś smutek zdawał się spływać na ziemię, prawie na wszystkich balkonach okolicznych domów widziałeś wycelowane różnej wielkości aparaty fotograficzne... We wszystkich oknach, niby w lożach teatralnych, mnóstwo widzów.
Punktualnie o godz. 10 ukazało się duchowieństwo, z arcybiskupem Popielem na czele. Gdy sędziwy książę kościoła, przybrany w fioletowe szaty, zajął środkowy fotel na nizkiem wzniesieniu, obitem czerwonem suknem, wiele osób podchodziło do niego, klękało i całowało wielki pierścień, którego drogie kamienie wyraźnie odbijały od fioletowej rękawiczki.
Po chwili wprowadził Sienkiewicz pod rękę przybyłą umyślnie z Paryża córkę Adama Mickiewicza, panią Maryę Górecką. Był to jeden z bardziej wzruszających momentów: patrząc na tę szlachetną w czarnych szatach postać niewieścią, z rysów twarzy tak uderzająco podobną do swego nieśmiertelnego ojca, gdy szła wsparta na ramieniu autora Potopu, niejednemu pewno przyszło na myśl, że tych dwoje ludzi najlepiej wyobrażało przeszłość i teraźniejszość, epokę Mickiewiczowską i dzisiejszą...
Ale zbliżała się uroczysta chwila ściągnięcia zasłony. Członkowie Komitetu, wraz z Cypryanem Godebskim, ustawili się rzędem na granitowych schodach szerokiej podstawy monumentu; wszyscy zgromadzeni, rozproszeni dotychczas, sku-
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/493
Ta strona została przepisana.