ale dodawał przytem, że na jego miejscu jużby się był dawno pomimo wszystkiego z Elizą ożenił... Dowiódłby tem przynajmniej, że kochał naprawdę! Tymczasem postąpiwszy tak, jak on postąpił, wzbudzał podejrzenie, że do prawdziwej miłości, istotnie namiętnej, był niezdolny. Rozsądek w nim brał górę nad uczuciem.
Takich, co myśleli podobnie, jak najstarszy z braci Wilhelma, było więcej; z drugiej strony nie ulegało wątpliwości, że te ostatnie przejścia stały się przyczyną pewnego skołatania duszy królewicza. W takich warunkach najlepiej jest wyjechać, zmienić otoczenie. Widocznie, że Wilhelm podzielał to zdanie, gdyż dla otrząśnięcia się z żałosnych myśli pojechał do Holandyi, gdzie, jak mówią, ze zmartwienia podobno, z nadmiaru wzruszeń, przez które był przeszedł ostatnimi czasy, rozchorował się. Skoro powrócił do zdrowia, opuścił Holandyę, ale zamiast wracać do Berlina, przedsiębrał w towarzystwie powiernika swego, jenerała Natzmera, dłuższą podróż po Włoszech. Gdy wreszcie powrócił do Berlina, był smutny, rozgoryczony, w nastroju pesymistycznym, a co ciekawsze, serce mu biło silniej, aniżeli wówczas, gdy wyjeżdżał. Zdawało mu się, że nigdy Elizy nie kochał tak silnie, tak namiętnie, jak w tej chwili.
W tem uczuciu, d. 7 marca 1822 r. napisał list do Natzmera, list smutny i pełen rozpaczy, a dający dość dokładne wyobrażenie o ówczesnym stanie duszy królewicza. »Ty wiesz,
pisał, że chciałem się oddalić i wyrzec się wszystkiego. Poznałem, że to była tylko komedya przed światem; serce moje bije coraz mocniej. Nie miałem siły, aby dobrowolnie wyrzec się szczęścia, wyrzec się tej, którą kocham i która mnie kocha...« Tymczasem »jestem sam na ziemi, która mi się wydaje smutną i pustą«.
Wogóle listy jego, pisane tymi czasy, były pełne goryczy i żalu. Nie mógł zapomnieć o nieprzychylnem orzeczeniu ministrów, a kiedy się skarżył na płaskość i małoduszność ludzką, od których los jego zależał, to pewno ich miał na myśli. Poza tem, w wyraźnym celu oszołomienia się, rzucał się w pracę fizyczną, w ćwiczenia i przeglądy wojskowe, a kiedy po długich szamotaniach się i męczarniach widział, że jedynie przy boku Elizy mógłby znaleźć ukojenie, wtedy... Wtedy jechał do Poznania, wpadał do jezuickiego pałacu, najczęściej
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/50
Ta strona została przepisana.