Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/58

Ta strona została przepisana.

dom po domu, piętro po piętrze, izbę za izbą, i w ten sposób posuwał się naprzód. Trupy kobiet, starców i dzieci, oraz jęki rannych, wijących się w przedśmiertnych konwulsyach, znaczyły przebytą drogę. Opór był zażarty, a niejeden żółty rabat grenadyerski przeszyła kula z ręki niewieściej... Żony i siostry walczyły obok mężów i braci, i podczas gdy jedni bronili się, drudzy nacierali z tyłu, strzelając z karabinów i pistoletów, dźgając nożami, rąbiąc siekierami, ciskając kamieniami i cegłami. I wszystko to musiała wytrzymać garstka walecznych, odcięta od swoich, osaczona przez nierównie liczniejszego a zapamiętałego nieprzyjaciela. Wśród zażartej walki, wśród szczęku białej broni, zagłuszanego strzałami i wściekłym krzykiem, zdobyto więzienie, poczem włamano się do gmachu, jak się okazało, szpitala wyryatów. Szereg strasznych scen, których krwawą grozę osłaniały chmury dymu, powiększyło ukazanie się nieszczęśliwych ofiar pomięszania. Wydostawszy się ze swych cel, jedni śpiewali lub śmiali się, inni deklamowali lub z majestatyczną powagą przypatrywali się rzezi, aż w końcu prawie wszyscy padli pod bagnetami rozjuszonego żołnierza. Jakaś młoda waryatka, niezrażona rzęsistym ogniem, zawiesiła się na szyi jednemu z grenadyerów, i obsypując go najgorętszymi pocałunkami, puścić nie chciała. «Biedny wiarus nie mógł się żadnym sposobem jej karesów pozbyć i nie wiedział co z nią począć, czy się jej bronić, czy strzelać, aż nareszcie ugodzona kulą, padła z rąk swoich współrodaków»[1]. Z kolei zdobyto klasztor zakonnic. Rozgrzany walką, upojony krwią, a przytem rozwścieczony oporem, żołnierz zaczął się dopuszczać wstrętnych gwałtów... Bezsilne wobec przemocy, biedne siostry same sobie odbierały życie, a znalazły się między niemi i takie, co nim sztylet utopiły we własnem sercu, wpierw go unurzały we krwi rozbestwionych sprawców swej hańby... Tymczasem słońce wytoczyło się ponad szczyty wież, a bój nie ustawał ani na chwilę. Nikt nie liczył tych, co zginęli, ale wystarczało spojrzeć na grenadyerów, co jeszcze mścili się śmierci swych towarzyszów, by dostrzec, że poległych i ranionych było więcej znacznie, niż zdolnych do dalszej walki. Widząc to Łaszewski, kazał zatrąbić do odwrotu. Ustępowano z palcem na cynglu, odstrzeliwając się napastującemu nieprzy-

  1. Sulima, Polacy w Hiszpanii.