jacielowi, a gdy nie było czasu na nabijanie karabinów, lub nie starczyło nabojów w ładownicy, broniono się bagnetem lub kolbą. W taki sposób, wśród niemilknącego ognia ze wszystkich zaułków i skrytek, wydostano się za bramę Carmen. Tu jednak, gdy się porachowano, okazało się, że z całego oddziału wróciło tylko 27.
Tymczasem inne oddziały polskie, które za Łaszewskim wtargnęły do środka miasta, niezmożone obezwładniającym skwarem, biły się w dalszym ciągu. Kapitan woltyżerów, Notkiewicz, z fajeczką w ustach, dotarł ze swymi zuchami aż na plac kościoła Matki Boskiej del Pilar. Wpadłszy do wnętrza świątyni, chciał stąd — prawem zdobyczy wojennej — unieść jej bogactwa, mianowicie: 12 szczerosrebrnych apostołów i szczerozłoty posążek Najśw. Panny, z djamentowym wieńcem na głowie; zawiódł się przecie: hiszpanie bowiem, w przewidywaniu ataku na słynną katedrę, zdążyli ukryć jej skarby. Kapitan Świerczyński usiłował zdobyć klasztor del Carmen, ale pęk wielkich kluczy, wystrzelonych z armaty, rozpruł mu brzuch... Umarł w kilka godzin. Mniej zaciekle bronił się szpital, który, zdobywając, podpalono jednocześnie, tak iż niebawem cały gmach stanął w płomieniach. Chorzy, chroniąc się przed ogniem i duszącym dymem, wyskakiwali oknami, a pokrwawieni, z pokaleczonymi członkami, półnadzy, owinięci w kołdry i prześcieradła, czołgali się po ziemi, starając się skryć przed nieludzką srogością najeźdźców. Ale niewielu zdołało ujść z życiem: prawie wszystkich skłuto bagnetami.
Równocześnie Chłopicki, przewodząc pierwszemu pułkowi legji, parł się naprzód ulicą Engracia, która, poprzerzynana w kilku miejscach głębokimi rowami i zbrojnemi w działa barykadami, siejąc morderczym ogniem, coraz gęściej zaścielała się trupami i rannymi. Kolumna topniała, ale szlusując w milczeniu, zdobywała dom po domu, barykadę po barykadzie. Wreszcie wydostała się na wielką, prostą, szeroką, ogromnemi kamienicami zabudowaną ulicę Cosso. Tu jednak, wobec silnej bateryi, usypanej pośrodku, a zbrojnej w działa, wymierzone przeciw ulicy Engracia, i wobec kilkuset okien, z których odrazu zaczęła się piekielna kanonada, musiano się zatrzymać... Szczęściem nadbiegł pułkownik Henriot z 14-tym pułkiem francuzkim. Już miano ruszyć naprzód, gdy nagle, ku niesłychanemu zdziwieniu zdobywców ukazało się dziwne
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/59
Ta strona została przepisana.