gie jego ściany, ufortyfikowano wszystkie ważniejsze gmachy, znajdujące się zewnątrz niego... Naokoło miasta, w promieniu 700 sążni, zburzono wszystkie domy; drzewa oliwne i ogrody wycięto doszczętnie, iżby nie służyły nieprzyjacielowi za ochronę. Wewnątrz miasta każdy dom zamieniono na cytadelę. Ulice przecięto barykadami, we wszystkich domach wykuto strzelnice, porobiono komunikacye między domami, zewnątrz zamurowano okna i drzwi dolnych mieszkań. Na znaczniejszych ulicach i placach porobiono pochyłe od bomb nakrycia. Między ludnością, obok niekłamanego zapału, panowała największa czynność. Kto nie pracował około fortyfikacyj, ćwiczył się w robieniu bronią. Kobiety szyły mundury, zakonnicy robili ładunki. Posiadano 160 dział, z tych 60 dużego kalibru, po większej części wydobytych z kanału, gdzie je, odstępując od oblężenia, zatopił był jen. Verdier. Składy pocisków były ogromne; każdy mieszkaniec miał broń. Żywności nagromadzono na 15000 załogi na sześć miesięcy»... Załoga wynosiła 36 tysięcy samego żołnierza, nie licząc w tem ludzi, zdolnych do władania orężem. «Jak podczas pierwszego oblężenia, tak i teraz, dowodził jenerał Palafox, a ufność mieszkańców w wodza, w opiekę Najświętszej Panny del Pilar, w swe męztwo i mury, była tak wielką, że nietylko za zbliżeniem się wojsk francuzkich nikt nie opuścił miasta, ale nawet z okolicy, kto żył, garnął się do Saragossy»... W grudniu rozpoczęło się drugie oblężenie, aż w końcu, dnia 21 lutego 1809 roku, po nadludzkich wysiłkach Palafoxa i jego wojska, po strasznych obustronnych rzeziach, po 40-to dniowem bombardowaniu, na które zużyto 16 tysięcy bomb, po codziennych szturmach i krwawych walkach pod murami i wewnątrz miasta, po okropnych dniach chłodów i głodu, a wreszcie zarazy, szerzącej większe spustoszenie wśród oblężonych, niż kule i granaty oblegających, Saragossa poddała się ostatecznie... Z miasta wyszło 12 tysięcy żołnierzy, bladych, wychudłych, zbiedzonych, z gorączkowym ogniem w zapadłych oczach. Skoro złożyli broń, zwycięzca natychmiast zajął miasto, widok zaś, jaki w tej chwili przedstawiały ulice, był poprostu rozdzierający. Dla Polaków był to dzień smutku i bolesnych rozmyślań. «Nigdy nie miała przed oczami swemi tak okropnego obrazu ta garstka z ziemi rodzinnej usuniętych wojowników, którzy walczyli ciągle z narodami, zupełnie obcymi dla swego kraju, bez nadziei prawie powrotu do niego,
Strona:Ferdynand Hoesick - Szkice i opowiadania.djvu/61
Ta strona została przepisana.