szeroki myśliwski nóż, a po chwili z głuchem charczeniem człowiek padł na ziemię... Z poderżniętego gardła płynęła struga krwi, a na ustach zbierało się coraz więcej krwawej piany.
Mnich rzucił się na kolana przy konającym, położył mu ręce na głowie i szeptał modlitwę... Gdy samobójca skonał, mnich wstał. Twarz jego jaśniała natchnieniem i zachwytem. Wyciągnął ręce w stronę drzwi i krzyknął triumfująco.
— Padajcie na twarz, bo oto przyszedł Bóg!
Rozległ się ogłuszający, wstrząsający całą ziemią łoskot pioruna. Gdy nareszcie olśnione błyskawicą oczy były w stanie rozejrzeć wnętrze izby, zobaczyłem, że wszyscy chłopi leżeli na podłodze, twarzami, wyciągnięci na ziemi i drżący z przerażenia.
Mnich stał przed obrazem z rozkrzyżowanemi rękoma i modlił się gorąco, z natchnieniem, a łzy mu płynęły z olbrzymich szeroko rozwartych, błędnych oczu.
Był to Stefan Koleśnikow: — znalazłem przypadkowo misterjum sekty „samobójców“. W ciągu tego lata około 18 chłopów zakończyło w taki sposób swoje życie pod wpływem hypnozy Koleśnikowa i pierwotnego, żywiołowego strachu przed objawami natury, co tak umiejętnie potrafił wykorzystać zbrodniczy mnich...