Strona:Ferdynand Ossendowski - Cień ponurego Wschodu.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

no ofiary na cześć tego straszliwego boga Słowian.
Była noc czarna i beznadziejna. Słyszałem tylko plusk padającego deszczu, chlupanie nóg, z trudem wyciąganych z rozmiękłej, śliskiej ziemi, oraz ciche szepty kilkunastu ludzi, zebranych koło ołtarza Peruna.
— Zapalcie ognie! — rozkazał starzec, i natychmiast w różnych miejscach zabłysła, dymiąc, zapalona sucha kora brzozowa. Po kilku minutach rozdmuchano dwa duże ogniska, które nie dały się odrazu zalać deszczowi. Wtedy starzec wyjął z zawiniątka, leżącego obok głazu, czarnego koguta i, umieściwszy go na ołtarzu, przerżnął mu gardło, a krwią zbroczył kamień, wołając:
— Dawni bogowie: Perun, Wołos, Dażdźbóg! — Pomóżcie ludziom swoim, uciszcie ulewę, rozkażcie wodom powrócić w ich łożyska! Modlimy się do was, was na pomoc przyzywając!
Chłopi i kobiety zaczęły się przysuwać do starca tak samo jak czynili to, być może, wczoraj, podchodząc pod błogosławieństwo popa z krzyżem, a starzec maczał ręce we krwi i znaczył nią głowy tych bałwochwalców XX-go wieku.
Tak było w pskowskiej gubernji; to samo powtórzyło się później w mojej obecności w gub. czarnomorskiej.
Nad Wołgą i Kamą do dnia dzisiejszego w domach miejscowych chłopów, przeważnie Mor-