Władywostok był bardzo dogodnem miastem dla średniowiecznej imprezy piratów.
Było to kresowe miasto o charakterze wojennym, miasto wysunięte przeciwko Japonji i stopniowo fortyfikujące się. Przed 30–35 laty podróż z Moskwy do Władywostoku trwała 3 miesiące, była to głucha i beznadziejna dziura. To też na oficerskie i urzędnicze stanowiska jechali tu ludzie o bardzo ciemnej przeszłości, o charakterze przedsiębiorczym, ale najczęściej występnym.
Ohydne było życie we Władywostoku lecz doprawdy najgorszą i najbardziej ponurą ilustracją jego było „Stowarzyszenie Łancepupów“. Pochodzenia słowa „łancepup“ nie znam, ale treść stowarzyszenia i jego program znam dokładnie.
Było to, mówiąc ściśle, stowarzyszenie najbardziej beznadziejnych pijaków. Był to klub zamknięty, liczący tylko 50 członków. Pito tu homerycznie. Pito wyłącznie albo czysty alkohol albo najmocniejszy arak, pito te trunki dużemi szklankami od herbaty. Pito na komendę, którą wydawał budzik nakręcany co pięć minut przez Chińczyka boy’a.
Trunek przekąsywano suchym chlebem.
Czasem pito przy każdem szczekaniu psa, przy każdym turkocie przejeżdżającego powozu, przy każdym odgłosie, który dochodził z ulicy, a że klub mieścił się na jedynej w mieście ulicy
Strona:Ferdynand Ossendowski - Cień ponurego Wschodu.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.