„Swietlance“ o powody nie było trudno. Ludzie się spijali szybko, dochodząc do szaleństwa, delirium tremens[1], samobójstwa, rozbestwienia kompletnego.
Pod wpływem alkoholu członkowie „klubu łancepupów“ zrobili szalony wynalazek. Była to „gra w tygrysa“. Wszyscy obecni członkowie usadawiali się na drabinach, lub szafach, stojących w sali, pozostawiając tylko dwóch „graczy“. Jeden miał w ręku nabity rewolwer i odgrywał rolę myśliwego, drugi — dzwonek i był „tygrysem“.
Gdy wszystko było przygotowane, gaszono światło i w sali zapadała ciemność zupełna, gdyż okna były szczelnie zasłonięte czarnemi, grubemi firankami.
Na komendę: „Zaczynaj“ — gracze rozchodzili się w różne strony. Po chwili rozlegało się ciche dzwonienie i szmer kroków biegnącego lub skaczącego człowieka. Tym dźwiękom odpowiadał strzał z rewolweru.
To „myśliwy“ strzelał do „tygrysa“.
Czasem, a było to bardzo często, wystrzałowi wtórował jęk ranionego człowieka, lub głuchy łoskot padającego ciała.
„Zapalić światło“ — rozlegała się komenda.
Wnoszono lampy i badano teren polowania. Ranionego odwożono do szpitala, zabitego wyrzucano na brzeg morza. Jeśli zaś „myśliwy“ chybił,
- ↑ Delirium tremens — majaczenie alkoholowe, biała gorączka — stan zaburzeń świadomości z iluzjami, omamami oraz urojeniami trwający do tygodnia.