Gulajewej, zburzywszy mogiłę cudotwórcy i wrzuciwszy jego szczątki do morza.
W pałacach arystokracji rosyjskiej uważano za honor przyjmować u siebie „świętego ojca“. Za taką przyjemność płacono 500 rub. złotych pani Gulajewoj, czasami miesiącami czekając, aż przyjdzie kolej na tę szczęśliwą i błogą chwilę.
Taki był „chrześcijański mistycyzm“ w rosyjskim guście. Obok odbywała się uczta „biesów“.
Było to przejęcie się okultyzmem, jakiś chorobliwy zapał do „białej i czarnej magji“. A nie było to bynajmniej niewinne zajęcie lub naukowe zainteresowanie się temi tajemniczemi praktykami. W to wszystko była zamieszana zawsze najrealniejsza polityka, najżywotniejsza intryga na wielką skalę, lub przeżytki pogańskiej ideologji.
Już wspomniałem raz, że udzielałem lekcji synowi urzędnika z pałacu książąt Leuchtenberskich, kuzynów cara.
Poznałem tam wielu dygnitarzy z pałacu carskiego i byłem do jednego z nich zaproszony na wieczór, na którym miała być świeżo przybyła z Paryża znakomitość. Był nią słynny król okultystyczny — „profesor“ Papus.
Seans w domu urzędnika nie udał się wcale. Jakieś niewyraźne zjawiska świetlane, jakieś szmery i stuki, jakieś zimne dotknięcia, — to było wszystko, co mógł osiągnąć ten „indyjski mahatma“.
Strona:Ferdynand Ossendowski - Cień ponurego Wschodu.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.