Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

upolować jeszcze dwa lub trzy łosie, bo obiecałem te skóry kupcom... Rozumiesz, przyjaciółko?
Czao-Ra patrzyła na myśliwego piwnemi oczami i, marszcząc wargi, pokazywała kły.
Uśmiechała się chytrze...
Myślała, być może, że jest się psem poto właśnie, aby tropić zwierzynę, a Marusz istnieje na świecie, aby strzelać do niej...


VI.  PRZYGODY W PUSZCZY

Czao-Ra już nie biegła przed myśliwym, jak to czyniła zwykle w puszczy. Szła teraz obok niego, zapadając się co chwila w śnieg, ponieważ dźwigała na sobie przerzucone przez grzbiet torby Marusza.
Łowiec postępował wolno naprzód, schylony pod ciężarem dużego pęku skór.
Już od kilku dni przedzierali się przez gęste poszycie kniei, brnęli po wysokich zaspach śnieżnych, staczali się na dno głębokich jarów i z trudem wdrapywali się na ich strome zbocza.