Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

Wygramolił się z trudem i, zziajany, zły, zapomniał wytrząsnąć śnieg z lufy.
Ognisko nie wygasło jeszcze, więc szybko rozniecił płomień, dorzuciwszy na węgle suchych gałęzi.
Napił się herbaty, nakarmił psa i udał się na spoczynek.
Wyspawszy się dobrze, obejrzał rzemienie u nart, zarzucił torby na plecy, wziął karabin i poszedł, gwizdnąwszy na szpica.
W wesołych podskokach biegła przed nim Czao-Ra i co chwila ochoczo poszczekiwała.
Wiedziała, że ciężka praca została zakończona i że na pewno powracają do domu.
Marzyła o tem, że razem z Wou-Gou będzie czatowała na tropach zajęczych, porywała głupie bielaki, nabijała niemi brzuch i spała, spała jak borsuk w norze.
Obiecywała sobie, że szczekać będzie tylko poto, aby Marusz wiedział, że żyje jeszcze... poza tem zamierzała spać, jeść i lizać kudłatego Wou-Gou.
Wielka radość ogarnęła Czao-Ra.
Szczekała, skakała przez krzaki i z nad-