Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

tkwiącą w niej siekierę i zaczął odłupywać z pobliskiego pnia szczapy.
Z worków wydobył szmaty i szeroki rzemień.
Długo mozolił się nad ściąganiem nogawicy, a gdy się z tem uporał, raz jeszcze starannie obejrzał sobie udo. Sycząc z bólu i marszcząc czoło, zestawił kość, jak umiał najlepiej, zacisnął nogę pomiędzy dwiema szczapami, owinął szmatą i mocno omotał rzemieniem.
Doprowadziwszy do porządku ubranie, zabrał się do wycinania ze skóry niedźwiedzia szerokich pasów, które powiązał ze sobą tak, że utworzyły uprząż.
Przymierzył ją na Czao-Ra. Zmniejszył nieco chomąto, opierające się na silnym karku i szerokiej piersi szpica, podciągnął popręg i do zwisających z boków końców szlei umocował długie mocne rzemienie.
Mruczał do psa:
— Nie jestem winien, poczciwa Czao! Sama widzisz, że pokaleczył mnie ten bury „czołdon“... Teraz tylko od ciebie zależy, czy ujrzę raz jeszcze małego mego synka