Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ruszaj, Czao, do Wou-Gou, do Nań! — krzyknął rozkazującym głosem i gwizdnął przeraźliwie.
Wielka siła była w głosie Marusza, bo pies ogon podwinął i, jednym susem przesadziwszy krzaki, zniknął w kniei.
Marusz pozostał sam...
Spojrzał w niebo i szepnął błagalnie:
— Wielki Duchu!
Jak niegdyś Nań, tak teraz on nie znalazł żadnego innego słowa, aby wyrazić swoją prośbę do Boga. Może był bardzo wzruszony, a może nie miał nadziei?
Los jego zależał teraz wyłącznie od Czao-Ra.
Czy potrafi ona wzbudzić niepokój w sercu Nań i zmusić ją do poszukiwania zaginionego męża? A co się z nim stanie, jeżeli Nań pomyśli, że Marusz zginął na tundrze i, opłakawszy go, jak to się już przydarzyło nie jednej północnej kobiecie, zmieni koczowisko, aby być bliżej zaludnionych okolic?
Wogóle nic nie wiedział o swoim najbliższym losie... Ma trochę żywności; starczy tego najdłużej na tydzień... Słaby jest i go-