Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

dział, że przez polanę pędzi na reniferze Nań z uwiązanym na plecach Dugenem; że się pochyla nad mężem, długo ogląda jego złamaną nogę, układa go na sankach i wiezie, cicho płacząc i szepcąc przez zaciśnięte zęby:
— Wielki Duchu, ratuj Marusza, ocal go dla mnie — strwożonej, biednej, dla małego Dugena, który nie może przecież pozostać bez ojca... Wielki Duchu! Ty, który wszystko możesz!... Wielki Duchu!
Kobieta wybuchnęła rozpaczliwym szlochem.
Czao-Ra, biegnąca obok niej, wydała ponury skowyt.
Marusz nic nie widział i nie słyszał...


VII.  WIELKI DUCH

Przez trzy dni wiozła chorego, pokaleczonego męża zrozpaczona, stroskana Nań. Wprzęgła się obok renifera, wyciągając sanki z głębokich jarów, których było coraz więcej, im bliżej podchodziła smutna karawana