chwalą imię Twoje, boś miłosierny i sprawiedliwy!
Posłyszawszy głos męża i ujrzawszy błyski szczęścia w jego zapadłych oczach, Nań z krzykiem bezmiernej radości padła na kolana i zaczęła raz po raz pochylać się do ziemi, dotykać jej czołem i szeptać:
— Wielki Duchu, opiekunie, źródło dobroci i radości, chwała Tobie! Pocieszyłeś biedną, strwożoną Nań, zwróciłeś jej Marusza... Dopomóż jej teraz, Wielki Duchu, ojcze nasz, aby wyrwała go śmierci!...
Długo kiwała się, chyląc się do ziemi i szepcząc gorąco.
Dotarli nareszcie do chatki, witani zdaleka basowem szczekaniem Wou-Gou, pozostawionego na straży domu.
Dużo sił i wytrzymałości dał Bóg ludziom północy...
Leżąc w spokoju i bez ruchu, pojony jakiemiś cudownemi ziółkami, Marusz czuł, że powraca do zdrowia.
Minęła bez śladu zła gorączka, wyczerpująca go. Powoli zmniejszały się bóle w złamanej nodze.
Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.