długich, cienkich żerdzi, ustawił je, wbijając ostremi końcami do ziemi, otoczył skórami, związał i, zapaliwszy we wnętrzu namiotu ognisko, zawołał radosnym głosem:
— Nań, wchodź do „czumu“ z małym Dugenem i niech Wielki Duch będzie miłościwy dla nas!
Patrząc na wzbijający się nad szczytem szałasu słup siwego dymu, uśmiechnął się łagodnie.
Czao-Ra zaczęła skakać mu do piersi, usiłując czarnym językiem liznąć w twarz swego pana.
Pogłaskał psa i po chwili rzekł do żony.
— Powieś kocioł z wodą nad ogniskiem... wkrótce powrócę, Nań!
— Dobrze! — odezwała się z szałasu.
Marusz, oglądając karabin, gwizdnął zcicha.
Czao-Ra odrazu znieruchomiała i, stanąwszy przed myśliwym, badawczo patrzyła mu w oczy.
— Trzeba coś zdobyć do jedzenia, Czao-Ra! — mruknął Marusz. — Idź i szukaj!
Pies pomknął w stronę dziewiczego lasu,
Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.