że był zły na siebie, że nie zawarł bliższej znajomości z Maruszem?
Myśliwy zauważył ze śmiechem:
— Na dobrego wyrośnie psa! Ponury, nie łaszący się, ostrożny... Nazwijmy go — „Wou-Gou“!
— To brzmi dźwięcznie! — zgodziła się Nań. — Łatwo będzie wołać na psa — „Wou-Gou“...
Znowu zaczęła gwizdać i wołać cicho:
— Wou-gou! Wou-gou!...
Piesek znowu zjawił się przy wejściu do „czumu“. Stał i węszył nieufnie.
Podczołgał się ku niemu pełzający na czworakach Dugen i złapał go za kudły. Szczeniak nie ruszył się, jakgdyby rozumiał, że ma do czynienia z małym, bardzo małym i nierozumnym jeszcze człowiekiem. Jednak, gdy chłopak objął go za szyję i szarpnął za uszy, warknął cicho i odszedł, nie oglądając się więcej.
— Dobry pies! — mruknął Marusz i zaczął cmokać ustami, wyrażając zadowolenie.
Nazajutrz postanowił zbadać psy, ponieważ stanowiły one prawdziwy skarb dla pół-
Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.