Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

sposobu, aby walczyć z przemożnym władcą kniei, stepów, gór i wody.
Małe, zwinne, pstrokate lemingi, myszy i szczury polne, wiewiórki, łasice, białe gronostaje, lisy skradały się tu na żer. Gryzonie szukały szyszek jodłowych i smacznych cedrowych korzonków, drapieżniki ostrożnie czołgały się i napadały na żerujący drobiazg. Zlatywały tu z drzew jarząbki i głuszce, poszukujące jagód, z doliny przybiegały dążące do cienia stadka pardw; z zarośli osiki i brzóz nadlatywały buńczuczne cietrzewie, waśniące się zaciekle... Teraz wszystko odbiegło daleko, lub odleciało.
Wszystko to wyczuł jednak swojemi rozdętemi chrapkami mały Wou-Gou, jeszcze nie widząc żadnej z tych istot, chociaż zapach ich skóry i pierza zapamiętał na zawsze, nieomylnie.
— Dobry pies! — znowu pomyślał Marusz, przyglądający się szczeniakowi, skamieniałemu z podziwu i żądzy łowczej.
Już wiedział, co ma myśleć o każdym z piesków i co należy z niemi robić.