Rodzina robiła zapasy żywności na zimę, kiedy zaczną się srożyć zamiecie i mrozy, a jezioro zniknie pod grubą warstwą lodu i śniegu.
Marusz, jak każdy łowiec północny, zimę spędzał poza domem, tropiąc zdobycz, musiał więc zabezpieczyć żonę i dziecko przed głodem, aby bez trudu przetrwały ciężkie czasy.
W dobrze osłoniętem od wiatrów miejscu zbudował małą, niską chałupę, pokrył ją żerdziami i przytłoczył odłamkami pni; narąbał dużo drzewa i złożył przy wejściu domu, aby Nań miała opał pod ręką; wyszukał płaski kamień, na którym w zimie ciągle płonie ognisko; wkońcu starannie zatkał mchem i zalepił gliną wszystkie szpary w pułapie i ścianach.
Pewnego poranku jeszcze przed świtem obudziło Marusza i Nań ujadanie Czao-Ra i szybko podrastających szczeniaków.
Małe pieski szczekały bezładnie, cienko i lękliwie; z tego niesfornego chóru wyłaniał się krótki, basowy głos Wou-Gou.
Marusz wyjrzał z „czumu“.
Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.