Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

kitą i, zbliżywszy się do śpiącego Wou-Gou, zaczęła lizać go za uchem.
Piesek spokojnie i posępnie spojrzał na nią, obojętnie przyjmując pieszczotę, lecz po chwili zmrużył oczy i liznął matkę w sam nos, a tak znienacka i zamaszyście, że aż kichnęła i poweselała odrazu.


III.  PIERWSZE ŁOWY

Północne lato mija szybko...
Tak szybko, że ani ludzie, ani zwierzęta nie spostrzegają, że dni stają się krótsze, a po nocach zrywa się wiatr zimny, podmuchami swojemi kładący pokotem wybujałą trawę i nadający nowe barwy drzewom. Złotem okryte stoją brzozy i wierzby, w korale się stroją drżące osiki; twardnieje i ciemnieje igliwie jodeł, świerków i cedrów.
Z kniei nadlatywały już ponure, groźne ryki walczących łosi i jeleni oraz chrapliwy, urągający bek kozłów. Wysoko, pod obłokami, coraz częściej szaremi i ciężkiemi, trą-