Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

jarząbki szukały pod jego warstwą borówek i czarnych jagód.
Jednak nigdzie nie spostrzegł Marusz śladów sobola.
Nie szukał ich na otwartych polanach, lecz na zwalonych, śniegiem okrytych pniach drzew, w pobliżu suchych, gnijących gałęzi, koło pionów zmurszałych, butwiejących świerków...
Nigdzie tych tak bardzo poszukiwanych śladów nie dojrzał Marusz.
Szedł więc dalej, zatrzymując się na nocleg przy ognisku, płonącem tajemniczo pod namiotem z ośnieżonych łap jodłowych i gałęzi cedrów.
Strzelał do popielic i zastawiał sidła na zające, zdobył dwie piękne kuny, lecz rozumiał już, że bory, otaczające jezioro Choluń, nie są dobrym terenem łowieckim.
Musiał więc z nadejściem zimy porzucić na długo małą chatkę, gdzie pozostawała Nań z Dugenem.
Westchnął ciężko, lecz nie smucił się zbyt długo.