Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

Północny człowiek wiedział dobrze, że życie jest rzeczą trudną, że wymaga uporczywej walki i wielkiego wysiłku.
Zaczął więc myśleć o powrocie do domu, aby starannie przygotować się do nowej wyprawy.
Aż tu zupełnie niespodziewanie zerwał się ciepły zachodni wiatr i roztopił śnieg; ścięte mrozem bagna i trzęsawiska stały się niedostępne.
Marusz był odcięty od domu, co zmartwiło go i zaniepokoiło.
Pobyt w borze stawał się niepotrzebny i bezcelowy.
Na szczęście jednak miał przy sobie Czao-Ra.
Nie potrzebowała ona śniegu, aby widzieć ślady zwierząt, nie straszyły jej żadne topieliska. Krążyła po kniei, węsząc i tropiąc zwierzynę, aż powróciła pewnego wieczora zziajana i bardzo podniecona. Szarpiąc Marusza za połę kurtki, skowytała i ciągnęła go za sobą.
— Ciemno już, starucho! — upominał