ją myśliwy. — Wpadniemy oboje do przepaścistego „okna“[1] na trzęsawisku i zginiemy... Zaczekajmy do rana!
Czao-Ra zrozumiała. Znużona zwinęła się przy ognisku i natychmiast poczęła chrapać. Jeść nawet nie chciała. Przez sen wzdychała i jęczała.
— A to się nabiegało psisko! — dziwił się Marusz zaciekawiony, bo wiedział, że skoro Czao-Ra wołała go na polowanie, było tam coś osobliwego.
Ale co? Odpowiedź miała przyjść dopiero jutro.
Długo nie mógł usnąć myśliwy, a gdy sen zmorzył go, wydało mu się, że obudzono go natychmiast. Czao-Ra, cicho skowycząc, drapała go łapami i ciągnęła za rękaw.
Zerwał się i, wziąwszy strzelbę, poszedł za psem.
Czao-Ra prowadziła swego pana mądrze.
Omijała gąszcz, okrążała bagniste grzęzawiska i zdradliwe okrągłe doły, napełnio-
- ↑ Małe, a bardzo głębokie jeziorko.