Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

Lekki szmer doszedł uszu łowca, kazał mu wytężyć wzrok i znieruchomieć.
Z zarośli suchej trawy wyjrzał ostry pyszczek lisa. Badawcze, bystre oczy zwierza jednym rzutem ogarnęły nieznaczną przestrzeń, oddzielającą gąszcz drobnych pędów i chwastów od większych chaszczy osiki, na chwilę zatrzymały się na skamieniałej postaci człowieka, lecz, nie dostrzegłszy najlżejszego nawet ruchu, pobiegły dalej.
Długie, okryte ciemno-szarem, lśniącem futrem ciało wyślizgnęło się zupełnie i, stąpając cicho, bez szmeru, sunęło ku kępie zagmatwanych krzaków.
Marusz zacisnął zęby i z zachwytem patrzył na czołgające się zwierzę.
Poznał niebieskiego lisa, należącego do najdroższych odmian tego zwierzęcia.
Zachwyt i radość na widok cennej zdobyczy nie przeszkadzały wypróbowanemu myśliwemu niepostrzeżenie, powolnym ruchem, nieuchwytnym dla oka, podnieść broń do ramienia. Nie zdążył jeszcze lis doczołgać się do krzaków, kiedy padł strzał i zwie-