Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

Na ich piersiach i grzbietach szerokie rzemienie uprzęży już odcisnęły pręgi, bo Nań codziennie zmuszała renifery do ciągnięcia z lasu ciężkich kłód drzewa i wiązanek suchych gałęzi, gromadząc opał na zimę. Jelenie znosiły na grzbietach pęki młodej brzeziny, osiki i wierzb, duże naręcza ściętych traw i trzcin na pokarm dla siebie.
Skrzętna Nań zaopatrzyła się też w paszę dla reniferów na wypadek zbyt głębokiego śniegu. Tuziemcy nie troszczą się zbytnio o swoje zwierzęta domowe. Każde z nich zdobywa sobie pożywienie własnym przemysłem. Psy polują na lemingi i zające, renifery twardemi i ostremi racicami odgrzebują śnieg i wynajdują sobie trawę, mech, a nawet jagody. Czasem jednak zdarza się, że śnieg pokryje ziemię tak grubą warstwą i tak skrzepnie na mrozie, że biedne zwierzęta nie znajdują pokarmu i giną całemi tysiącami z wyczerpania i głodu.
Tego się obawiała Nań i dlatego pomyślała o zgromadzeniu paszy dla jeleni. Jak każda kobieta ze szczepu koczowników-myśliwych, wiedziała, że może przyjść straszna