Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

niem żegnał żonę i uśmiechniętego Dugena, obrzucił rzewnym wzrokiem chatkę, zagrodę ze stojącemi w niej reniferami, stosy suchego drzewa, pogłaskał małego, puszystego Wou-Gou, strzegącego domu, skinął ręką na Czao-Ra i w milczeniu ruszył na północ, szybko ślizgając się na nartach.
Na skraju lasu, gdzie zaczynały się pochyłe wzgórza, przystanął i obejrzał się.
Ujrzał po raz ostatni swój dom i stojącą przed nim Nań z synkiem na ręku, usłyszał głuchy ryk reniferów i basowy głos Wou-Gou, więc jeszcze przyłożył dłoń do ust i krzykął:
— Niech Wielki Duch czuwa nad wami!
Poprawił torby na plecach, głębiej wcisnął za rzemienny pas siekierę i nóż, zarzucił karabin na ramię i zniknął w zaroślach świerkowych.
Nie widział już chatki i Nań, która padła na kolana i, dotykając czołem śniegu, powtarzała z głośnym, żałosnym szlochem:
— Wielki Duchu... Wielki Duchu... Wielki Duchu!...
Błagała o coś Boga, którego różne ludy