Ze zdziwieniem przyglądała się Nań kudłatemu szczeniakowi, myśląc:
— Taki młody, a już na własną rękę poluje! Na pięknego wyrośnie psa łowczego... Ho! ho!
Gwizdnęła. Wou-Gou zatrzymał się i patrzył na nią piwnemi oczyma.
— Przynieś, Wou-Gou! — krzyknęła.
Piesek, przez nikogo nie tresowany, tym samym powolnym krokiem zbliżył się i położył przed nią zdobycz.
Nań obejrzała uważnie zająca. Miał strzaskane kręgi szyi. Był to chwyt prawidłowy i śmiertelny.
— Co za pies! — mruknęła. — Dobra krew! Syn Czao-Ra! Jednak on prześcignie matkę... Taki młody, a już poluje... No, no!
— Weź, Wou-Gou! — rozkazała, rzucając zająca na śnieg.
Kudłaty szpic merdnął ogonem i powlókł zdobycz, powolnie idąc ku chatce.
Gdy Nań powróciła do domu, zdumiała się.
Mały szpic złożył zająca przed progiem, a sam leżał obok.
Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.