Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

Wreszcie myśliwy mruknął:
— Urr...
Szpic natychmiast zaczął szybko krążyć dokoła siatki, głośno szczekając.
Marusz ukrył się za drzewami.
Gdzieś z najwyższych gałęzi świerka rozległ się zgrzyt i przenikliwe, przeciągłe syczenie.
Czao-Ra szalała.
Zaciekawiony soból, czując się bezpieczny na drzewie, zaczął szybko zbiegać z gałęzi na gałąź, aby się lepiej przyjrzeć hałaśliwemu natrętowi.
Gdy mały drapieżnik siedział już na najniższej gałęzi, zwisającej nad ziemią i, opuściwszy głowę, przyglądał się z coraz większą ciekawością szczekającemu psu, sycząc i zgrzytając ostremi ząbkami, Marusz wybrał dogodną chwilę i cisnął drągiem, mierząc w znajdujące się nad sobolem łapy świerka.
Przerażony tym szumem soból jednym susem zeskoczył na ziemię i, zamierzając wdrapać się na sąsiednie drzewo, szarpnął