Strona:Ferdynand Ossendowski - Czao-Ra.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

kilka kilometrów, klucząc po tundrze w rozpaczliwej ucieczce przed ścigającym go psem.
Długo pozostawał Marusz na północnej równinie, obracając się na nieznacznej przestrzeni. Wiedziony łowieckim instynktem w tundrze, trafił bowiem do takiej jej części, gdzie znalazł rozrzucone na płaszczyźnie gąszcza krzaków, przedzielonych szerokiemi pasami pozbawionej roślinności ziemi, najeżonej wysokiemi kępami torfowemi.
Tylko niemądre zające i ciekawością gnane białe lisy odważały się wychodzić na otwarte miejsca, niebieskie zaś i czarne lisy trzymały się w zaroślach, nie opuszczając ich.
Zbadawszy to dokładnie, Marusz obejrzał wszystkie tropy zwierzęce i ułożył sobie dobrze obmyślony plan.
Pierwszem jego zadaniem było urządzenie stałego „nęciska“.
W tym celu na skraju chaszczy w jednem i tem samem miejscu codziennie kładł pojmanego we wnyki zająca.
Lisy pożerały go przez noc. Myśliwy sta-