Strona:Ferdynand Ossendowski - Dimbo.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.

SŁOŃ DIMBO
I.

Nad Mituri, od północy wpadającej do Gangesu, przechował się wielki szmat dżungli. Biali ludzie nie tknęli jej, aby przeciąć gęstwinę i haszcze szosą lub koleją. Bronzowi zaś — Hindusi nie wytrzebili dżungli, wyrąbując olbrzymie palmy, baniany i mahonie i wypalając krzaki, by zdobyć dla siebie nowe pola. Cała ta okolica należała bowiem do potężnego maharadży. Zabronił on niszczyć ten dziki, piękny las, gdyż raz na kilka lat przybywał tam na łowy.
Zwierzęta żyły więc w dżungli i mnożyły się w spokoju. Stado słoni pasło się w największym gąszczu, a idąc na wodopój do Mituri, wydeptywało szeroką ścieżkę. W miejscach błotnistych obrały sobie siedzibę dziki, na ukrytych w dżungli polanach skubały soczystą trawę olbrzymie, dzikie bawoły — gajały i głuchym rykiem odpędzały zuchwałe jelenie, gdy, porzuciwszy łąki górskie, zakradały się tu, zwabione obfitą paszą.