nad czemś poważnem. Wreszcie odszedł nabok i długo naradzał się z resztą Sojotów.
Gdy powrócił, zwrócił się do mnie z następującemi słowami:
— Żona nojona chora na oczy. Myślę, że nojon będzie rad „Wielkiemu Lekarzowi“. On chyba mnie nie ukarze? Przecież, rozkazano nie puszczać „złych ludzi“, a dobrych można?
Nie zdradzając swej radości z powodu takiego rozumowania, odrzekłem chłodno:
— Uczynisz, jak zechcesz. Ja umiem dobrze leczyć oczy, lecz skoro nie wolno przekroczyć Ojny, pojadę innym szlakiem.
— Nie! Nie! — już z przerażeniem zawołał Sojot. — Ja sam was poprowadzę do nojona. Ta — Lama! Ta — Lama!...
Usiadł przy ognisku, koło którego krzątała się młoda o czerwonej twarzy kobieta, zapalił długą fajkę, zrobił dwa pociągnięcia i, otarłszy cybuch rękawem, podał mnie. Przyjąłem, jeszcze raz wytarłem cybuch i udałem, że palę. Następnie stary Sojot poczęstował fajką wszystkich moich towarzyszy, otrzymawszy wzamian od każdego z nas papierosa, trochę tytoniu faj-
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.