formie kosztownego flakonu z zielonego nefrytu, z wyrzeźbionym na nim smokiem chińskim.
Gdy pierwsza etykieta była skończona, zapanowało milczenie. Czekaliśmy na odezwanie się księcia — nojona.
Poważnym głosem zadał kilka zwykłych pytań: czy pomyślnie podróżujemy, jak zdrowie jeźdźców, koni, i wreszcie, otrzymawszy odpowiedź, zapytał o nasze dalsze zamiary.
Opowiedziałem mu o wszystkiem z całą szczerością i prosiłem o okazanie nam gościnności, tak potrzebnej dla wypoczynku ludzi i koni.
Nojon obiecał swoją opiekę i natychmiast rozkazał postawić dla nas cztery jurty.
— Słyszałem — rzekł — że cudzoziemski nojon jest znakomitym lekarzem?
— Umiem leczyć niektóre choroby — odrzekłem — i mam ze sobą trochę lekarstw. Lecz nie jestem lekarzem, tylko uczonym w zakresie innych nauk.
Nojon jednak tego nie mógł zrozumieć. Leczę, a więc jestem lekarzem.
— Moja żona — zaczął znowu — już od dwóch miesięcy jest chora na oczy. Niech ta-lama poradzi na tę dolegliwość.
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.