z nim zerwał się wicher i przyniósł chmury śniegu, zasłaniające białą płachtą cały widnokrąg.
W okamgnieniu nasz obóz był zasypany głębokim śniegiem; konie stały, jak białe widma, nie odgrzebywały trawy z pod śniegu i nie chciały odchodzić od ogniska. Wiatr szarpał im grzywy i ogony. W szczelinach i wąwozach górskich wicher huczał, gwizdał i jęczał. Chwilami zdawało się, że setki głosów smutnych śpiewają jakąś pieśń złowrogą, pełną rozpaczy. Zdaleka dochodziły nas odgłosy ponurego wycia wilków.
Już większa część oddziału pokładła się koło ogniska, gdy zbliżył się do mnie przewodnik i rzekł:
— Nojonie! Pójdźmy do „obo“... Chcę ci coś pokazać.
Poszliśmy. Na samym początku stromej ścieżki leżała kupa dużych kamieni ze złożonym na nich bezładnym stosem suchych gałęzi. „Obo“ jest lamaickim znakiem świętym, który mnisi-lamowie układają w niebezpiecznych miejscach. „Obo“ — to ołtarz na cześć złych demonów, władców tych miejsc niegościnnych. Przejeżdżający Mongołowie i Sojoci składają tu swe
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.