skromne ofiary — błagalne lub dziękczynne, wieszając na gałęziach „obo“ szmaty, kosmyki włosów, wyrwanych z końskiej grzywy lub „chatyki“, t. j. długie pasma niebieskiej jedwabnej materji, które dają w prezencie osobom duchownym lub starszyźnie. Czasem stawiają miseczki z prosem, z bobami lub solą.
— Spójrz! — szepnął Sojot. — Chatyków niema...
Istotnie wiatr zerwał i uniósł jedwabne szmaty i nawet przewrócił miseczki z ofiarami.
— Demony są gniewne... Nie puszczą nas, nie ułatwią nam drogi przez Tannu-Ołu.
Sojot nagłe schwycił mię za rękę i błagającym głosem prosił:
— Powróćmy, nojonie, powróćmy! Demony nie chcą użyczyć nam drogi przez swoje góry. Nikt tu nigdy w zimie nie przechodzi. Już dwadzieścia lat gniewają się demony, a każdy śmiałek — myśliwy lub pastuch, usiłujący przejść tę drogę, ginął! Demony posyłały na niego śnieżną zamieć i mrozy. Widzisz? Wszystko to już się zaczęło... Dużo ludzkich kości leży na tych strasznych szczytach, nikt nie powrócił do swojej jurty. Wracajmy wszyscy do naszego
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.