jazda na spokojnie i rytmicznie kroczącym wielbłądzie, gdyż mogłem spać przez cały dzień.
Przebyliśmy wschodnią odnogę Ałtaju i Karlig-Taga, tego krańcowego grzbietu Tiań-Szaniu, wchodzącego do Gobi, i przecięliśmy z północy na południe piaszczystą Naron-Khuhu-Gobi. Na szczęście mieliśmy dość silne mrozy, i piasek zmarznięty nie wstrzymywał szybkiej jazdy.
W oazie, koło przejścia przez grzbiet Khara, trafiliśmy na wielkie koczowisko Mongołów z plemienia Turgutów i nakarmiliśmy nasze wielbłądy trawą, rosnącą na brzegach niewielkiego jeziora. Turguci zamienili nam bardzo chętnie wielbłądy na konie, naturalnie, obdarłszy nas ze skóry, i targując się, jak przekupnie za Żelazną Bramą.
Przekroczywszy góry, weszliśmy do prowincji chińskiej Kansu. Jest to kraj leśny i górzysty, gdzie tylko w dolinach pracowity wieśniak chiński sieje pszenicę, proso i boby. Była to niebezpieczna część drogi, gdyż władze chińskie mogły nas zaaresztować.
W kilku miejscach widzieliśmy historyczny wielki mur chiński, w tej części „imperjum
Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.