Strona:Ferdynand Ossendowski - LZB 01 - Męczeńska włóczęga.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

zwiedzający ten malowniczy kraj gór, lasów i wodospadów, gdzie kiedyś z pewnością zakwitnie przemysł górniczy, gdyż naturalne bogactwa Kansu są nieprzebrane.
Trzy dni jechaliśmy przez nieskończone wąwozy tego grzbietu, wdrapywaliśmy się na szczyty skalistych przełęczy, lecz ta droga była o wiele łatwiejsza od przebytych już przez nas miejscowości w Urianchaju.
Co się tyczy mnie, to prawie nieprzytomny dojechałem do systemu błotnistych jezior, dostarczających wodę tajemniczemu Koko-Nor i całej sieci wielkich rzek chińskich, mających tu swe źródła.
Ze znużenia i z ciągłego napięcia nerwów dostałem ataku nerwowej febry.
Chwilami czułem płomień we krwi; to znowu dygotałem od dreszczów, oblewał mnie zimny pot i szczękałem zębami, strasząc tem swego konia, który kilka razy zrzucił mię z siodła. Coś mówiłem, krzyczałem, komuś groziłem. Kogoś bardzo drogiego przywoływałem namiętnie i objaśniałem, jaką drogą do mnie ma przybyć.
Pamiętam, jak przez sen, że moi towarzysze zdjęli mnie z konia, posadzili prawie zemdlo-